Zapiski z Afryki. Kenia cz. I

Zanim powstały Skutki w Podróży, były Skutki All Inclusive! Ostatnio znalazłam zapiski z naszego zorganizowanego wyjazdu do Kenii i stwierdziłam, że żal byłoby się nie podzielić naszymi wrażeniami.

Marzyliśmy by zobaczyć safari w Afryce! Nie tak dawno temu podróżowaliśmy w zupełnie inny sposób, ale to nie znaczy że mieliśmy mniejszą satysfakcję z wycieczek. Wtedy nie czuliśmy się komfortowo na myśl o samodzielnie zorganizowanej podróży, a nasze priorytety były też inne. Dlatego w styczniu 2014 wykupiliśmy w biurze podróży dwu tygodniowy wyjazd do Kenii. Poniżej możecie znaleźć opis tej wycieczki, wraz z mnóstwem zdjęć.

Styczeń 2014

Dolecieliśmy do Mombasy! Pierwsze co poczuliśmy, to ogromna duchota i ciepło. Na lotnisku sporo czasu zajęła nam papierologia związana z wizami – czekanie w długich kolejkach, skan oka, pobieranie linii papilarnych wszystkich dziesięciu palców, ponowne stanie w kolejce…ale udało się! Wiza w paszporcie wbita, a my zostaliśmy wpuszczeni do kraju.

WP_20140105_21_43_12_Pro

W drodze do hotelu, mimo panujących już ciemności, widzieliśmy złożone stragany, blaszaki, ludzi śpiących przed budynkami, również sporo dzieci biegających po drogach mimo że było już sporo po 23. Dorośli w małych grupkach siedzieli przy jezdni, rozmawiali, śmiali się i obserwowali nasz jadący busik.

Po przyjeździe do hotelu zostaliśmy poczęstowani pysznym sokiem pomarańczowym i dostaliśmy mokre ręczniki które pomogły nam ochłodzić twarz i zmyć kurz z rąk. Kolacja była pyszna, sporo opcji wegetariańskich i choć były to proste dania, to bardzo smaczne. Ananas – jak to zwykle bywa w egzotycznych krajach – mistrzostwo! Słodki i soczysty, aż sok lał się nam po dłoniach. Byliśmy tak podekscytowani, że nie mogliśmy zasnąć…

FBIMG_7621a

Co za widok o poranku – palmy, turkusowa woda i bielutki piaseczek na plaży. Nie pozostało nam nic innego, jak zjeść śniadanie i położyć się na leżakach. Popołudniu chcieliśmy wejść do wody, ale ponieważ był odpływ, poszliśmy na spacer z trzema beach-boys’ami. Musimy być szczerzy – chłopaki owszem, są sympatyczni i chcą zarobić sprzedając urlopowiczom wycieczki, ale są okropnie nachalni. Niestety nie da się spokojnie przejść po plaży, by nie zostać przez nich zaczepionym, a żadna odmowa nie działa. Spacer jednak mimo wszystko był interesujący, bo pokazali nam różne zwierzątka jak stone crab – po zjedzeniu którego można podobno dostać wysypki, zebra crab – którego nie konsumuje się bo rzekomo można ogłuchnąć, ale też wielkiego (już jadalnego) czerwonego kraba, olbrzymią rozgwiazdę i inne zwierzaki. Oczywiście namówili nas na wycieczkę na wyspę Wasindi.

FBIMG_6823a

Kolejny dzień był tym, na który w szczególności czekaliśmy – oto przed nami wycieczka na safari! Naszym przewodnikiem był sympatyczny George, który spędził kilka lat w Łodzi na studiach, więc mówił po polsku. Gdy tylko przekroczyliśmy bramy Parku Narodowego Tsavo zobaczyliśmy pierwsze dzikie zwierzęta – antylopy i leżącego w krzakach geparda! Przemierzając trasę przez park chłonęliśmy zapachy, dźwięki, ale również niesamowity widok jaskrawej, czerwonej ziemi w otoczeniu kontrastującej zieleni. 

FBIMG_6257a

Gdy dojechaliśmy do lodgy z której rozpościerał się widok na sawannę ciągnącą się aż po horyzont, ciężko było pohamować łzy wzruszenia. Z tarasu widokowego widać było w oddali trzy wodopoje, gdzie po dłuższej chwili przyszły słonie (może je skądś wypuścili?:) ).

FBIMG_6126aFBIMG_6208a

Po zjedzeniu obiadu i krótkim wypoczynku wyruszyliśmy na popołudniową wycieczkę po parku. Mieliśmy okazję zobaczyć lwicę, mnóstwo słoni (jeden się nas przestraszył i zaczął atakować auto, ale nasz kierowca dobrze wiedział co robić by nas uratować), żyrafy, zebry i małpy. 

FBIMG_6311aFBIMG_61263a

Wieczorem sącząc piwko nasłuchiwaliśmy głośnego koncertu żab oraz obserwowaliśmy bawoły, które pod osłoną nocy przyszły do wodopoju.

Następnego ranka pojechaliśmy do Parku Amboseli (Amboseli National Park) w którym to spotkaliśmy dwa lwy, małpy, gazele, zebry, czy hipopotamy. Ogromne wrażenie zrobiło na nas jakieś 300 słoni które szły sobie jak gdyby nigdy nic, bo ich trasa przecinała drogę po której jechaliśmy. Musieliśmy stanąć i je przepuścić, jak pieszych na pasach (lub na zebrze :) ).

FBIMG_5936aFBIMG_5984aFBIMG_6768aFBIMG_6648a

Dotarliśmy również do wioski Masajów, gdzie pokazali nam ich tradycyjny taniec w którym mogliśmy też uczestniczyć. Mężczyźni skakali wzwyż, a im wyżej któryś wyskoczył, tym bardziej towarzystwo się cieszyło. Okazuje się że ten który skacze najwyżej, jest najbardziej męski i atrakcyjny dla płci pięknej!

FBIMG_6438a

Pokazywali nam również naturalne lekarstwa którymi się leczą, jak rozpalają ogień bez użycia zapałek, oraz mogliśmy zobaczyć jak wygląda ich tradycyjna chata w której mieszkają. Zaprowadzili nas również do szkoły dla dzieci – czyli małego blaszaka w którym były ustawione ławki szkolne. Próbowaliśmy porozmawiać troszkę po angielsku z dziećmi, ale były ciągle instruowane przez nauczyciela i zachowywały się przez to dość nienaturalnie. Ale jak to dzieci – były przeurocze i łatwo było sprawić, by się roześmiały.

FBIMG_6503a

Późnym popołudniem dojechaliśmy do naszej kolejnej lodgy i namiotów w których mieliśmy spać. Nieopodal był podest, z którego rozpościerał się zapierający dech widok na Kilimandżaro.

FBIMG_6966a

Następnego ranka wyruszyliśmy w kolejny dzień po safari, gdzie podziwialiśmy dzikie, ale przyzwyczajone już do obecności ludzi, zwierzęta. 

FBIMG_6019aFBIMG_6756aFBIMG_6720aFBIMG_6683aFBIMG_7308a

Samo safari trwało 3 dni, i gdybyśmy mogli raz jeszcze wybrać wycieczkę, to wybralibyśmy dłuższy pobyt w parkach, a krótszy na plaży. Wrażenia jakie nam dostarczyła jazda autem z otwieranym dachem, podglądanie dzikich zwierząt które wcześniej widzieliśmy tylko na Animal Planet, czy słuchanie dźwięków sawanny było szczególnym dla nas doświadczeniem, wartym wszystkich pieniędzy.

Choć po safari spędziliśmy tydzień na plaży w okolicach Malindi, to oczywiście musiało nam się jeszcze przydarzyć trochę przygód, ale o tym przeczytacie w drugiej części wpisu.

Jedna myśl w temacie “Zapiski z Afryki. Kenia cz. I

Dodaj komentarz